Geoblog.pl    Byniek    Podróże    Nepal i Indie.    Maharadża nadal w Jaipurze
Zwiń mapę
2018
03
gru

Maharadża nadal w Jaipurze

 
Indie
Indie, Jaipur
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7197 km
 
Usilnie tłumaczymy od rana obsłudze hotelu, zeby skontaktowala się z Rajasthancab, czy mamy zapewnioną na jutro rano taksówkę (tak prosili z Rajasthancab). Recepcjonista nawet udawał, że wie o co chodzi. Szukamy banku, by zamienić zielone na rupiecie - w pierwszym napotkanym nie mają rownowartosci 300 USD! Niedaleko Sikh w biuurze turystycznym czyni to bez zająknienia. Jedziemy, a właściwie tłuczemy się tuk-tukiem za 200 rupieci do pałacu miejskiego. Wymieniamy 600 rupieci na trzy bilety wstępu dla "innostrańców" i przez prawie 3 godziny szwędamy się po pałacu. W zasadzie wszędzie wieje pustką, natomiast popodziwiac można koronkową robotę budowlańców. Dla mnie to wyjątkowo męczący dzień - założyłem swój nabyte dzień wcześniej turban maharadży i bez przerwy ktoś chciał robić sobie ze mną zdjęcie... Ciężkie jest życie maharadży! Na zakończenie zwiedzania kawka na dziedzińcu pałacu, nawiasem mówiąc wyśmienita dubble americano. Chcemy tuk-tukiuem dostać sie do kina Raj Mandir, dopada nas czereda chętnych kierowców i o mało się o nas nie pobili. Cenę tradycyjnie zbijam o połowę z 200 na 100 rupieci. Uważam się i tak za chojnego lub obskubanego - do wyboru, na jedno wychodzi. W kinie, kupujemy bilety diamond po 300 rupieci od głowy (raczej od ... tego na czym się siedzi). Seans zaczyna się za 1,5h, więc pora na obiadek. Restauracja całkiem miła, wybór dań duży, a przy sąsiednich stolikach gwarna wycieczka Chińczyków. A jedzonko też niczego sobie.
Do kina trafiamy prawie pół godziny przed rozpoczęciem seansu, a w hallu już tłumy. Jedni jedzą, inni robią sobie zdjęcia, chodzą, oglądają. Ja znów mam powodzenie... Ach, zapomniałem! Nie znamy tytułu filmu na który idziemy, ale to nie problem. Mamy nadzieję, że to produkcja z Bollywood... okazuje się, że nasze miejsca to jakby balkon, jeszcze nie loża (ta chyba była w cenie 400 rupieci, ale skuziłem). Kino spode, ekran zasłania udrapowana kurtyna, która po chwili idzie w górę. Przed filmem reklamy zachęcające do rzucenia palenia. I zaczyna się film. Science fiction. Dla nas dubeltowo, bo od czasu do czasu wyłapujemy "OK". I to tyle. Ale zdecydowanie ciekawsza od zrozumienia akcji jest niesamowicie spontaniczna i żywa reakcja publiczności. Już przy pierwszym pojawieniu się jednej z głównych bohaterek sala niemalże zatrzęsła się od owacji, okrzyków, oklasków, co jest niespotykane u nas. I tak przy każdym pojawieniu się kolejnego, być może znanego lub ulubionego aktora. Niesamowite doznanie. Po godzinie przerwa(?), koniec pierwszego seansu(?). Nie wiemy, ale dziękujemy za film i wychodzimy. Jeszcze spacer pod pałac wiatrów i wieczorna sesja zdjęciowa, po czym powrót do swojej "dzielni" i momo veg. afgani i momo steam. Sos w afgańskim wysmienity. Jeszcze zakupy spożywcze i do pakowania. Przy okazji nabywamy papaję. Wielką (a co?), słodką, smaczną i prawie nie do przejedzenia.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 20.5% świata (41 państw)
Zasoby: 270 wpisów270 219 komentarzy219 3239 zdjęć3239 5 plików multimedialnych5
 
Moje podróżewięcej
17.11.2018 - 06.12.2018