Niektórym udało się dziś wstać o jakiejś nieziemskiej godzinie, nie napiszę, o której... Śniadanie dokładnie takie jak wczoraj, tylko ziemniaki cieplejsze. Ustawiam na maps.me drogę do świątyni małp, czyli Swayambhunath. Jesteśmy ambitni, więc idziemy na piechotę. Nauczyliśmy się przechodzić przez ulicę i nie wpadać pod samochody i motorowery. Nie wiem do czego mogę przyrównać tutejsze ulice – czasem jest coś przypominające chodnik, około pół metra ponad płaszczyzną drogi. A sama nawierzchnia? Czasem asfalt, ale wypełniający może 70% powierzchni (wliczając dziury), czasem coś pomiędzy chudym betonem a zaschniętą gliną. A w powietrzu unosi się kurz, pył, odrobiny piasku. Smog lepszy niż na Śląsku lub w Krakowie.
A sama świątynia - no cóż, andel, handel, handel... A małpy wszędzie dookoła. Wchodząc do świątyni po prawie 400 schodach, spotkaliśmy pełno tych zwierzaków, ale na szczęście nie atakowały ludzi.