No to nie pospaliśmy sobie - wstajemy o 8 i na śniadanko na roof top. 2 jaja, ziemniaki czymś polane (brązowym), pół łyżeczki dżemu, ociupinka masła, 2 grzanki i herbata lub kawa. I w drogę. Zaczynamy od Durbar Square. Wykupujemy bilety wstępu po 1000Rs, a następnie w biurze za pałacem otrzymujemy wejściówki na cały nasz pobyt. Potrzebne tylko zdjęcie paszportowe i 10 minut wolnego czasu. Podziwiamy zabudowania placu królewskiego, żal nam zburzonych przez trzęsienie ziemi w 2015 roku budynków. Wiele z pozostałych nosi ślady pęknięć, jest popodpierana. W wielu miejscach wielkie plakaty informują, że prowadzone prace restauracyjne to "China aid".
Czasem mamy szczęście - tak jest i dziś: zakończyły się wybory KuKumari - nepalskie żyjącej bogini. Kumari jest dziewczynką, która nie weszła jeszcze w okres dojrzewania, pochodzi z ludu Newarów i jest uznawana za wcielenie boginii Taledźu, ale tylko do pierwszej miesiączki. Na placu spotykamy dziesiątki pięknie przystrojonych i wymalowanych dziewczynek, które mniej lub bardziej chętnie pozują że swoimi rodzicami do zdjęć. Dostąpiliśmy również "zaszczytu" zobaczenia w pałacowym oknie nowo wybranej Kumari - naburmuszonej, zdegustowanej... Wyglada na to, ze bycie boginią nie jest jednak przyjemne...