Kilkugodzinny postój w Delhi, czekając na przesiadkę do Kathmandu. Trochę nudno, trochę śpiąco, ale za chwilę wylot. Z samolotu oglądamy już wylaniajace się ponad chmurami góry Himalaje przebily się przez poduszkę chmur i pokazują nam swoje ośnieżone szczyty. Ładowanie i odprawa. Mały horror. W hali przelotów, niewielkiej zresztą, kilkaset osób, z czego większość bez wiz. Wypełnianie formularzy, oczekiwanie w potwornie długiej kolejce do banku (opłata za wizę - 25 USD za 15 dni) i w kolejkę do odprawy. I już po 2 godzinach jesteśmy na zewnątrz. Wybieramy darmową kartę SIM (potrzebne wypełnienie formularza, zdjęcie paszportowe i ksero pasxpiirtu). Znajdujemy naszego kierowcę z hotelu i jeszcze tylko 45 minut jazdy i meldujemy się w hotelu. Po drodze pierwsza styczność z krokami na ulicach i szok! Nie dość że ruch lewostronny, to jeszcze jazda na zderzak i prawie lusterko w lusterko. Ciężko opisać, to trzeba zobaczyć. Po zameldowania i rozgoszczeniu się w pokoju, wybieramy się na rekonesans po okolicy. Mieszkamy w typowo turystycznej dzielnicy, pomimo późnej pory ruch nie słabnie, sklepy otwarte, turyści się włóczą. O 23 padamy.