Rano wyjazd z naszej kwatery. Parking przy Plitwickich Jeziorach. Jesteśmy na terenie największego i zarazem najstarszego Parku Narodowego w Chorwacji. Wybieramy jedną z tras, którą będziemy się poruszać po tutejszym parku. "Pociąg" złożony z traktora i dwóch wagoników pędzi krętymi i czasem stromymi dróżkami dowożąc nas do punktu wyjścia, czytaj początku zwiedzania, a właściwie oglądania tutejszej przyrody. Jest chłodno, nieprzyjemnie, mży. Ale co to dla nas! W końcu kiedyś przestanie. Wznosimy oczy do nieba w niemej prośbie, która w końcu zostaje wysłuchana lub raczej dostrzeżona. Wychodzi słoneczko rozświetlając krajobraz i ogrzewając nas. Podobnie jak w Krka tak i tu chodzimy po drewnianych pomostach umieszczonych to nad wodą, to obok niej. A nad nami szumi woda spadająca z niezliczonej (jak dla nas) ilości większych i mniejszych wodospadów. Przelewa się z jednego poziomu, na drugi niższy tworząc większe i mniejsze jeziorka, by znów opaść na kolejny poziom. Woda ma przepiękny turkusowy kolor. Na zakończenie płyniemy jeszcze łódką, która dowozi nas do miejsca, z którego wyruszyliśmy. Każdemu, kto kocha przyrodę, lubi miejsca pozbawione zgiełku ulicznego, komu sprawia przyjemność wsłuchiwanie się w szmer spadającej wody, odgłosy ukrytego gdzieś w drzewach ptactwa, polecam wybranie najdłuższej trasy. Naprawdę warto. A przed nami jeszcze dziś szmat drogi. Więc szybki posiłek i do samochodu. Nie wiem ile dziś dam radę przejechać. Nie wykluczam możliwości noclegu w Słowenii w miejscowości Kozina, jeśli po drodze wstąpimy na wyspę Krk i do Rijeki. Nie decydujemy się jednak na żadną z tych "atrakcji". Mkniemy dalej.W Kozinie, czy jakkolwiek by tego nie odmieniał, rozglądamy się za jakimiś atrakcjami. Bez przewodnika, to jedyną atrakcją mogą być ładna panie lub przystojni panowie (zależy dla kogo...). Dziękujemy. Jedziemy dalej. Nie powinienem zasnąć.