Do Sukosanu docieramy lekko przed czasem. Poszukiwanie otwartej kawiarni, odgonienie snu z oczu i do mariny. Powoli zjeżdżają się pozostali załoganci. Chorwaci nie są tak szybcy, odbiór jachtu się przeciąga. Do wieczora na przemian to snujemy się po marinie, to coś załatwiamy, by gdzieś około 18 móc się w końcu zaokrętować. Wiadomo już, że dziś nici z wyjścia w morze. Kupujemy sobie więc tutejszą "domaczą rakiję" w ilościach półhurtowych, degustujemy w międzyczasie się rozlokowując w jachcie i pora na sen. Nie spaliśmy od prawie 40 godzin, więc się nam należy.