Narada rodzinno - wojenna, w efekcie której jedziemy dalej na północ. Kierunek Oslo. Wjeżdżamy na most w Svinesund łączący dwa brzegi fiordu. Na południu - Szwecja, na północy Norwegia. Zdjęcia i filmy na moście. Znów się wleczemy, oglądamy widoczki, wstępujemy do jakiejś zapyziałej wioseczki. Dojeżdżamy do kampingu na obrzeżach Oslo. Znów rozbijamy namiot. Tym razem czynimy to w dzień. Stojąca niedaleko grupa Niemców z zaciekawieniem przygląda się naszym wysiłkom, komentując krótko: "zabytek". Nie zrażeni tym, my śmiejemy się z "trumny" jednego z Niemiaszków. Pora na zwiedzanie miasta. Jedziemy do centrum, błądząc w podziemnych tunelach. Docieramy na nadbrzeże. Oglądamy jakiś pokaz artystów tworzących piłami motorowymi rzeźby. Oglądamy parlament, pałac królewski, zamek i twierdzę. Spacerujemy po uliczkach. Na następny dzień postanawiamy odwiedzić muzeum łodzi Wikingów i Kon-Tiki Muzeum. Ciekawostka z dojazdu do Oslo. Wiedzieliśmy, że przed stolicą są bramki na autostradzie, gdzie należy uiścić opłatę - 8 koron. Dojeżdżam, faktycznie droga się rozszerza do iluś - tam pasm. Są bramki. Podjeżdżam do tej na wprost mnie, sięgam do portfela po pieniądze, wyjmuję setkę (najmniejszy nominał, jaki miałem) - a tu zaskok! Bramka samoobsługowa. Słyszę, jak za mną stają inne pojazdy, a siedzę jak zamurowany. W końcu wyskoczyłem z auta i podszedłem do kierowcy stojącego bezpośrednio za mną z pytaniem, czy mógłby mi rozmienić, bo ble, ble, ble. Na to wysunęła się ręka z 8 koronami, a głoś z wnętrza zakomunikował dość ostro: Keep and quickly go on! Co natychmiast uczyniłem, piekąc raka na twarzy. Ale obora - to był chyba jedyny komentarz dzieci do mojego przygotowania do wyprawy. A te drobniaki wrzucało się do takiego specjalnego kosza, coś tam w nim się obracało, sortowało monety i jak wszystko było ok, to podnosiło szlaban. Ufff... Taki dać numer, taka wiocha.... :)