Zakończenie pakowania, podjeżdża zamówiona taksówka i po godzinie lżejsi o 600Rs czekamy na odprawę. Lot krótki, po 1,5h embajerem lądujemy w Jaipur. Zamówiona jeszcze w Varanasi taxi już czeka na nas. Dojeżdżamy do hetelu, a tu zonk - remont! Na szczęście tylko hallu i recepcji. Trochę speszonych, trochę wystraszonych wiozą nas windą na drugie piętro. Recepcja tymczasowa w jakimś kąciku. Recepcjonista daje mi do wypełnienia chyba cztery kwity formatu prawie A4. Pisane oczywiście przez najprawdziwszą kalkę maszynową. Tak więc po pół godzinie jesteśmy zameldowani. Prowadzą nas do pokoju, a tam kolejny zonk - JEDNO ŁÓŻKO NA TRZY osoby! Po chwili awantury, pokazaniu rezerwacji, której i tak nie zrozumieli, udało się nam wytłumaczyć, by przynajmniej zrobili dostawkę. Uff. Szybka herbatka, łapiemy tuk-tuka i za 100 rupieci dowozi nas do Hava Mahal. Rekonesans - co, kiedy i za ile. Wokół same sklepiki z, jak dla mnie, blyskotkami bazarowymi i kolorowymi materiałami. Poszukujemy jakiejś restauracji w centrum, ale opanowane jest chyba ono przez handlarzy. Albo wzrok wysiada... Więc tuk-tuk i do hotelu o szumnej nazwie Kings Corner...