Z samego rana udajemy się do pobliskiego sklepiku, z zamiarem zamiany "rupieci" na obrusy. Do sklepu wchodzimy bez butów
- tu chodzi się po rozłożonych, pokazywanych obrusach. Obejrzeliśmy chyba kilkadziesiąt, coś wybraliśmy i zaczęła się najprzyjemniejsza część - targowanie. Wychodzimy prawie zadowoleni, choc ja z poczuciem, ze mogłem bardziej się targować... Jeszcze szwędanie sie po wąziutkich zaułkach i uliczkach, gdzie święta krowa może całkiem skutecznie zablokować przejście. A wtedy czekamy na tubylca, by ją "przepchnął". Późny obiadek i udajemy się do chybannajważniejszego przybytkunw Varanasi jakimjest Złota Świątynia, która stoi niedaleko Manikarnika Ghat,
poświęcona Wiśweśwara–Śiwie (czyli Śiwie władcy
wszechświata – Wiśwanatha). Obecna świątynia
została zbudowana w 1776 r. przez Ahalya Bai, na
miejscu, w którym wcześniej istniała świątynia,
zburzona przez muzułmanów w 1600 r. Pokrycie jej
złotych wież (ponad 800 kg), było darem maharadży
Lahore Randźita Singha. W świątyni mieści się
Vishwanath Jyotirlinga (Kolumna światła – Śiwa po raz pierwszy ukazał się jako kolumna światła. Takich ling jest w Indiach 12, co czyni ją najświętszym obiektem w Waranasi, a być może w całych
Indiach. Turyści mogą wejść tylko za zewnętrzny mur, ale z przyczyn bezpieczeństwa należy pozostawić wszystko, aparaty, torby, nawet długopisy. Do samej świątyni nie mamy wstępu. Jako białasy zostajemy wpuszczeni bez kolejki, w której karnie choć gwarnie (niesamowicie! Jak pszczoly w ulu lub dzieciaki na przerwie w szkole) stoją zjeżdżajacy tu z całych Indii mieszkańcy. Kolejka ciagnie sie przez kilkaset metrów, ciągle dochodzą do niej nowe grupy, czasem śpiewając, czasem tylko prowadząc krzykliwe chyba rozmowy. Zostajemy wpuszczeni przez bramkę nr 2. Tu pierwsza kontrola, łacznie z "obmacywaniem". Po kilkudziesięciu metrach spisanie danych z paszportów. Jako, ze wszyscy mamy po dwa imiona, więc szanowny pan policjant nie raczył tego zauważyć i opuścił nasze nazwiska. Jeszcze zdjęcie butów i skarpetek i już kierują nas w stronę dziedzińca świątyni. Wydawało nam się, że będzie to coś wielkiego, a okazało sie niwielkim placykiem zabudowanym równie niewielkimi świątynkami. Jakiś ichniejszy mnich staral sie nam coś opowiedzeć, ale w hindi, w które wplatał czasem slowo angielskie! Porażka. Przed świątynią Śiwy tłum już zgęstniał, ludzie pchali się, a dwóch mnichów błogosławiło wiernych i odbierało od nich dary. Do samej świątyni nikt z wiernych nie wchodził, a zresztą jej wielkość to może 3x4m. Ale za to robota iście koronkowa, no i te kilogramy złota...