Geoblog.pl    Byniek    Podróże    Kuba zza okien samochodu. Czyli coś dla kierowców.    Jak pilnowano niewolników?
Zwiń mapę
2016
18
lis

Jak pilnowano niewolników?

 
Kuba
Kuba, Trinidad
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9424 km
 
Puerto. Parking 1 CUC, a oglądanie i robienie zdjęć za free. Z góry rozciąga się widok na okoliczne plantacje i całą dolinę. Następnie przejazd jeszcze kilka kilometrów dalej do Iznagi – dawnej siedziby plantatora trzciny cukrowej. Wspinamy się na kilkunastometrową wieżę, która za „danych, dobrych czasów” służyła do obserwacji pracowników i wzywania ich głosem dzwonu na zakończenie dnia pracy (kilkunastogodzinnego), bądź ogłaszania ucieczki niewolnika. Swego czasu wieża była najwyższą budowlą na Kubie. Od przejścia z parkingu do samej wieży rozstawione stragany z pamiątkami z Kuby i tutejszymi wyrobami z haftowanego płótna. A ja nabywam kapelusz…
W drodze powrotnej zajeżdżamy na wzgórze, z którego roztacza się widok na Trinidad. Lecz nie jest to to miejsce, o które nam chodziło. Nie udajemy się na to „właściwe”, gdyż jak widzimy zaczynają na nim palić się trawy, trwa przynajmniej do nocy. Szybka kawa i dalej na zwiedzanie. Chyba nie przepuściliśmy żadnej uliczki. Generalnie miasto brudne, środkiem każdej ulicy i rynsztokami płyną jakieś ciecze. Badań organoleptycznych nie przeprowadzaliśmy. Rikszarze nagabują nas non-stop. To samo naganiacze z knajp. Znajdujemy knajpkę o nazwie San Jose, w której raczymy się „ropa wieja” czyli wyśmienitą wołowinką z dodatkiem zasmażanych w cieście bananów, malangi, ryżu z fasolą. Na deser flan i piwo. Razem 48,50 CUC. Knajpka klimatyczna. Mieliśmy szczęście, że przyszliśmy wcześniej, bo stolik dostaliśmy od razu. A już po kilku chwilach zabrakło miejsc i klienci czekali karnie na zewnątrz w kolejce.
W centrum miasta trafiamy na święto sportu szkolnego. Tłumy dzieciarni ćwiczą w rytm gorącej i bardzo głośnej muzyki. Karatecy, biegacze, lekkoatleci dają pokazy swoich umiejętności w każdym możliwym miejscu. A na zakończenie młodzi i starzy (naprawdę starzy!) tańczą salsę, macarenę i co się tylko dało. Na scenie kilka osób niczym wodzireje, pokazuje tłumowi ruchy…
Jeszcze przejście do Casa de la Musica, by spojrzeć na te tłumy turystów i tubylców okupujące wszelkie okoliczne wyszynki. Ponieważ nasze nóżki weszły nam tam, skąd wyrastają, wracamy do siebie i spać. Wróciliśmy za późno, wiec niestety nasi gospodarze poszli spać i nici z obiecanej canchanchary. To taka tutejsza berbelucha. Rum, miód i limonka.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (45)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 20.5% świata (41 państw)
Zasoby: 270 wpisów270 219 komentarzy219 3239 zdjęć3239 5 plików multimedialnych5
 
Moje podróżewięcej
17.11.2018 - 06.12.2018