Geoblog.pl    Byniek    Podróże    W krainie meczetów, 1001 baśni i milionów hidżabów. Jednym słowem - Iran. Wolę - Persja.    Witamy w innej rzeczywistości...
Zwiń mapę
2015
15
lis

Witamy w innej rzeczywistości...

 
Iran
Iran, Teheran
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3274 km
 
04:05 - lądujemy w Teheranie. W samolocie ciekawy widok – wszystkie kobiety, dotychczas siedzące z odkrytymi głowami, zaczynają niemal jednocześnie przywdziewać ładniejsze bądź brzydsze chusty, owijać się nimi bardziej lub mniej udolnie. Odprawa szybka, w kolejce jeszcze w Istambule poznaliśmy młodych chłopaków z Polski, którzy wyskoczyli na tydzień do Iranu, oderwać się od korpo. Spędzamy z nimi chwilę próbując przy pomocy ich kabla zgrać zdjęcia z mojego aparatu na netbooka, lecz końcówka kabla nie pasuje. Będę mieć kłopot, bo netbook nie chce współpracować z moją kartą SD. Po chwili stajemy się milionerami, choć wymieniliśmy tylko $300. A mamy teraz prawie 9 mln riali. Decydujemy się wziąć taksówkę na południowy dworzec autobusowy. „Wolni strzelcy” proponują za 800.000, taxi z korpo przez panienkę z odpowiedniego okienka za 650.000, a taksówkarz z korpo który mnie zaczepił proponuje (zapisuje) za 480.000. Jedziemy. Gostek oczywiście nie kuma po angielsku. Po drodze zajeżdża na jakiś inny przystanek autobusowy, ale stąd nie było nic do Kashan, więc jadąc trochę pod prąd, trochę w poprzek autostrady, na skróty, obiera kierunek do właściwego dworca. Na miejscu daję mu umówione 480.000 a gość oddaje je, wyśmiewując się i pokazuje napis na wewnętrznej stronie drzwi swojej taksówki: 650.000 riali. Nie wnikaliśmy, o co chodzi, dostał te 650.000, czyli tyle ile przez korpo, a my do kas. Po drodze otoczyli nas naganiacze z pytaniem: dokąd? Jeden doholował nas do kas. 450.000, czyli 19zł za bilet autobusem VIP. W połowie trasy poczęstunek – pudełko różnych ciasteczek i napój. Zasypiamy tak twardo (po nieprzespanej nocy), że dopiero kierowca z pomocnikiem budzą nas w pustym już autobusie, około 10.30. Bierzemy tubylca, prawie taksówkarza, który zawozi nas do hotelu Ehsan (Ehsan Historical Guest House). Pokój trzyosobowy za dobę – 2,4 mln riali. Ze śniadaniem. Pełen komfort. Przepłukanie się, rozpakowanie i ruszamy na zwiedzanie. Najbliżej nas jest bazar, więc od niego zaczynamy pielgrzymkę po Kashan. Bazar kryty, pusty prawie o tej porze, sprzedawcy pozdrawiają z miłym uśmiechem, nie nagabując do zakupów. Wypijamy pierwszą herbatkę. W piekarni trafiamy na chłopaczka, który świetnie, jak dla nas mówi po angielsku. Oprowadza nas po bazarze, między innymi poznaje nas z właścicielem fabryk dywanów, którego wyroby zdobywają pierwsze miejsca na konkursach dywanów, ostatnio w Wiedniu. Oglądaliśmy ten wyrób. Piękności! Ale oceniliśmy, że stać nas byłoby (może) na 10cm2! Szkoda. Zostajemy zabrani jeszcze na dach, z którego roztaczają się widoki na sporą część miasta. Jak twierdzi nasz „przewodnik”, jest to zabronione (chodzenie po dachach, a nie podziwianie Kashanu), ale warte zobaczenia. Zdecydowanie tak! Trafiamy jeszcze do byłej łaźni, zamkniętej 12 lat temu. Tu w rozmowie z właścicielem poznajemy historię jego rodziny (czterech pokoleń). Obecnie syn z ojcem prowadzą herbaciarnię, na poczesnym miejscu prezentując wielkie kolorowe zdjęcie dziadka, a na jednej ze ścian – zdjęcie pradziadka. Profesji pradziadka nie poznaliśmy, może umknęło nam to, natomiast pozostali byli są związani z herbaciarnią i łaźnią. Kawę po turecku mają świetną, ciasteczka do niej wyśmienite. Bazar opustoszał – chciałem powiedzieć, że przerwa na lunch, a to tylko sjesta. Wracamy do hotelu, błądzimy – mapka, którą dostaliśmy jest najłagodniej rzecz ujmując – taka sobie. Zagadnięta o drogę jakaś młoda para, zaprasza nas do swojego samochodu, przepakowując zakupy z tylnego siedzenia do bagażnika i zawozi nas pod drzwi hotelu. Oczywiście Iranka siada z tyłu z Anią i Izą, ustępując mi miejsca z przodu… Chwila oddechu i wyruszamy obejrzeć tradycyjne, historyczne domy irańskie. To raczej siedziby, rezydencje, pałacyki, liczące setki metrów kwadratowych, w których można się pogubić. Szkoda, że wnętrza są puste, bez umeblowania. Spore dziedzińce, z obowiązkowymi sadzawkami, niektóre pomieszczenia zdobione lustrami i kawałkami lusterek, odbijającymi światło. Jeszcze jedna łaźnia – Amir Ahmad historical bathroom. Nieźle niektórym się żyło dawniej.
Pora coś przekąsić – najlepiej tradycyjnego i w tradycyjnej knajpce. Wybór pada na Abbasi’s Traditionaj Dining Room. Po tradycyjnym pytaniu – skąd jesteśmy, na naszym stoliku ląduje polska flaga. Miło. Zamawiam kulki mięsna w sosie z sumakiem i ryżem, Ania jakiegoś kurczaka na kwaśno, a Iza jakieś „długie mięso”. Nie najgorsze, ale jadaliśmy już smaczniejsze. I można wracać do siebie. Po drodze jeszcze staram się kupić kabel do przegrywania zdjęć z aparatu na netbooka. Sprzedawca z jednego sklepu, w którym nie było poszukiwanego przeze mnie towaru, zaprowadza nas do innego sklepiku, tłumacząc tam, o co mi chodzi. Jest! Ale za chwilę w hotelu okazuje się, że na nic, bo brak mi programu do przegrywania. Tak prosto nie pójdzie. Nerwa mnie chwyta! W końcu po dwóch godzinach udało mi się zgrać zdjęcia bezpośrednio z karty, jak postraszyłem netbooka, że go rozwalę krzesłem! Spać!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (16)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2015-11-18 16:39
Dosyć długo nie było wiadomości gdzie dalej pojedziecie...a tu niespodzianka Iran.
Ano zobaczymy bo jak widzę dotychczas jest wszystko z planem?! . Dobrze ,ze nie kupiliście dywanu bo bilety lotnicze nie byłyby potrzebne. Zdjęcia bardzo ładne - to z flaga Polski wzruszające i aż miło.
pozdrawiam
 
 
zwiedził 20.5% świata (41 państw)
Zasoby: 270 wpisów270 219 komentarzy219 3239 zdjęć3239 5 plików multimedialnych5
 
Moje podróżewięcej
17.11.2018 - 06.12.2018