Geoblog.pl    Byniek    Podróże    Wyprawa RPA - Zimbabwe 2012    Safari w Hwange National Park
Zwiń mapę
2012
24
sie

Safari w Hwange National Park

 
Zimbabwe
Zimbabwe, Hwange National Park
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11267 km
 
Zjadamy śniadanko – które oczywiście przyrządzamy sami - i, tak jak poprzednio, otwartymi jeepami ruszamy na całodzienne safari. Ten park zdecydowanie różni się od Parku Krugera. Nie ma tu asfaltowych dróg, które z Parku Krugera robiły nieomalże zoo.Trochę więcej otwartej przestrzeni, mniejsze drzewa i przeraźliwie sucho. Jak mówi nasz kierowca – od stycznia (ale tego roku!) nie padało. Cierpią na tym zwierząta, które giną z pragnienia. Najbardziej dotyczy to słoni. Jeździmy w zasadzie od wodopoju do wodopoju. Wodopoje są sztucznie wypełniane wodą - w pewnej odległości od naturalnego zagłębienia w ziemi, które w czasie opadów napełnia się wodą deszczową wykonane są odwierty - studnie, z których benzynowe pompy tłoczą wodę do zbiorników. Przy niektórych wodopojach znajdują się platformy widokowe, z których możemy oglądać zwierzynę gromadzącą się przy wodzie. Możemy wysiąść z jeepów, skorzystać z toalet (jest bieżąca woda – pewnie z tych samych pomp co zasilają zbiorniki), wejść na taras widokowy. Gdy stajemy przy jednym z większych takich zbiorników widzimy kąpiące się słonie, żyrafy pijące wodę, antylopy wchodzące do wody, krokodyle wygrzewające się w pobliżu, harcujące małpy. Tuż pod nasze nogi podlatują tzw. banana birds - śmieszne ptaszki z dziobami przypominającymi banana. Krajobraz bajkowy. Przy jednym z wodopojów widzimy stado ok.100-200 słoni. Nic dziwnego. W tym parku populacja słoni sięgała przed suszą ok.40.000 osobników. W południe około godziny jedziemy wąską ścieżką przez wyschnięty busz, gdzie widać tylko kości padłych zwierząt. My sami zaś widzieliśmy 2 małe padnięte słoniki – ponadjadane przez sępy (pewnie nie tylko). Kierowcy - przewodnicy, porozumiewający się przez radio, podają sobie informacje gdzie aktualnie pojawiają się jakieś rzadsze zwierzęta i starają się jak najszybciej dotrzeć w te miejsca. Czasem się udaje, czasem taki leopard czy lew spłoszony czy może znudzony oglądaniem jakiś dwunogich kreatur odchodzi w busz i nawet ogona nie uświadczysz.
Około 17:00 zakurzeni, z zapełnionymi kartami pamięci aparatów i kamer wracamy do lodge.
Wieczorem Faith zrobiła nam niespodziankę. Kolację będziemy jedli w pobliskiej murzyńskiej wiosce u szefa wioski (kacyka?). Obejście ogrodzone jest płotem i składa się z czterech okrągłych krytych strzechą domków o średnicy 3-4 metry, miejsca kuchennego – wygrodzone rusztowaniem ???? ognisko, ubikacji – murowana z klasyczną dziurą, małym poletkiem 2x3 m gdzie coś się zieleniło. Zobaczywszy ognisko - nasze nadzieje na szybką kolację uleciały. Śmialiśmy się nawet, że ci którzy muszą już o 4 rano wyjeżdżać do Wiktoria Falls pewnie wcale spać się nie położą – ale nie doceniliśmy lokalsów. Trzy murzynki - szybko zabrały się za przekładanie wołowiny zakupionej w okolicznym sklepie do dwóch żeliwnych kociołków. Kociołki posiadały 3 nóżki, a na ognisku rozłożone były trójkątne rusztowania z porobionymi specjalnie okrągłymi zaczepami aby kociołki można było ustawić i by się nie wywracały. Świetny pomysł. Kiedy mięso zostało wrzucone przyniesiono ogromną miskę liści czegoś, co wyglądało jak kapusta i pokrojono na drobniutkie paseczki – i tu pomagali ci co chcieli uczyć się gotować. Jeszcze tylko pokrojono drugą taką miskę 'kapusty, trochę cebuli i pomidorów. Kucharki mieszały mięso, dodawały oleju, potem sprawnie do następnego, ale to już dużego kociołka wlały wodę, a do kolejnego mniejszego wrzuciły kapustę z cebulą i pomidorami. Trochę cebuli wrzucone też było do mięsa. Gdy woda w dużym kotle się zagotowała zaczęły robić sadzę (coś jak nasza kasza manna). Wsypywały do garnka mąkę, mieszały, a to przybierało coraz twardszą konsystencję. I tak w ciągu około godziny obiad dla 40 osób był gotowy. Szacun. Przygotowane były talerze (chyba cała wioska się na nas zrzuciła), ale jeść już musieliśmy rękami. Przygotowana już była ciepła woda i kubeczek. Polewaliśmy sobie ręce i szybko po obiadek. Sadza, mięsko i coś co smakowało jak nasz szpinak – bardzo smaczne, a wołowina ugotowana do miękkości..Potem oczywiście mycie rąk i żal, ze już musimy się zbierać.
Gdy jedni zajmowali się pomocą w kuchni i obserwacją kucharzenia inni uczyli murzyńskie dzieci naszej gry w klasy. Następnie rozegrany został międzynarodowy mecz w piłkę nożną: Polska - Zimbabwe. Refren "Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało..." na stałe chyba zagości w naszym repertuarze narodowym lub może stanie się nawet "vice hymnem"... Część ludzi (niekoniecznie ta młodsza) bawiła się przy głośnej muzyce – oczywiście z naszych busów. W wiosce nie ma prądu, kanalizacji, a woda jest przynoszona z pobliskiej studni.
Możemy poruszać się po całym obejściu, z czego skwapliwie korzystamy, jak również z możliwości rozmawiania z właścicielem obejścia. Dowiadujemy się, że jeden okrąglak (domek) jest dla rodziców, jeden dla chłopców, jeden dla dziewczynek, a jeden służy jako kuchnia. Gospodarz posiada stadko kur (znaleźliśmy je śpiące i nie bojące się, że pójdą pod nóż, w domku kuchennym), osły i chyba jedną krowę. Wyposażenie domków widać na zdjęciach...
Ale jest czyściutko , obejście pozamiatane (tak samo czysto i pozamiatane widać obejścia w wioskach, które mijamy po drodze).




 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (37)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2012-09-03 22:05
...całe zoo na wolności !
 
Byniek
Byniek - 2012-09-04 17:27
Na końcowych zdjęciach trochę ludzi... :)
 
lida
lida - 2012-09-09 21:00
Ojej, to dziś było to fantastyczne spotkanie z tymi pięknymi afrykańskimi zwierzętami.Jak to dobrze Zbyszku, że tak dokładnie notowałeś. Ale na dachu Afryki w dniu wczorajszym było rewelacyjnie, prawda?
 
 
zwiedził 20.5% świata (41 państw)
Zasoby: 270 wpisów270 219 komentarzy219 3239 zdjęć3239 5 plików multimedialnych5
 
Moje podróżewięcej
17.11.2018 - 06.12.2018