Geoblog.pl    Byniek    Podróże    Wyprawa RPA - Zimbabwe 2012    Safari w Hwange National Park
Zwiń mapę
2012
23
sie

Safari w Hwange National Park

 
Zimbabwe
Zimbabwe, Hwange National Park
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11267 km
 
I dopiero rano widzimy w jak fantastycznym otoczeniu się znajdujemy. Szkoda tylko, że zaraz po śniadaniu ok. 09:30 wyjeżdżamy. Szybko przygotowujemy sobie śniadanie – jest prąd, a w naszej kuchence działają oba palniki – i staramy się obfotografować to cudowne miejsce.
Potem pakujemy się do busów. Organizator postanawia zawieźć nas do jaskini z malowidłami naskalnymi – ale nie do tej komercyjnej – tylko do jaskini położonej w głębi parku, gdzie znajdują się – podobno najładniejsze rysunki naskalne. I tak wyładowanymi busami ruszamy piaszczystą dróżką w park. Mijamy kąpiące się hipopotamy. Ścieżka jest tak wąska, że słyszymy niesamowite zgrzyty okolicznych krzewów o karoserię, a i droga wyboista. Za to widoki wprost oszałamiające. Olbrzymie kamienie, poustawiane jedne na drugich... Niestety busy to nie jeepy. W pewnym momencie koleiny stają się tak ogromne, że nie pozostaje nam nic innego jak tylko zawrócić, co jest czynnością karkołomną, ale udaje się. Nasz organizator, który koordynuje przejazd i zawracanie pojazdów, gdy wysiada z busa bierze ze sobą na wszelki wypadek pistolet. Wygląda na prawdziwy. Pistolet i organizator.
Jedziemy więc do bardziej dostępnej jaskini, oglądamy tam maleńkie muzeum, wchodzimy do jaskini, robimy zdjęcia rysunkom naskalnym i jedziemy w miejsce gdzie znajduje się grobowiec Cecila Rhodesa (to na jego cześć kraj nazwany został Rodezją). Jest to płaski i najwyższy w okolicy szczyt z kilkunastoma dużymi kamieniami, zwany Malindidzimu, przez lokalne plemiona nazywany "Wzgórze Duchów", natomiast wg Rhodes'a to "Widok Świata". Z tego miejsca można podziwiać wspaniały widok na okoliczne wzgórza – panorama 360 stopni. Tu pstrykamy mnóstwo zdjęć, filmujemy.
Zachwyceni i zauroczeni widokami wsiadamy do busów i jedziemy do Bulawayo, aby zobaczyć drugie co do wielkości miasto Zimbabwe i zrobić zakupy /spożywka/ . To co zachwyca w Bulawayo to widoki kolonialnej zabudowy oraz szerokość ulic. W tej chwili ulice mają po 2 pasy w każdą stronę i jest jeszcze środek zajęty na mini parking. A budowane było lata temu. I jak doczytaliśmy się wcześniej – ulice miały mieć taką szerokość aby mógł na nich zawrócić zaprzęg prowadzony przez sześć wołów. Przydało się to. To, że wszystkie (a przynajmniej większość) skrzyżowań jest pod kątem prostym to szczegół.
Z Bulawayo przejeżdżamy do Hwange. Znów kilka godzin w busie i znów na nocleg zajeżdżamy gdy jest ciemno. Ale zachód słońca jest tu ok. godz. 18. W Hwange zostajemy dwie noce - i to nas bardzo cieszy. Czeka też już na nas ciepła kolacja. Szybko się rozlokowujemy – oczywiście myślę tu o czasie afrykańskim. Też dostajemy domek czteroosobowy – składający się z dwóch symetrycznych segmentów a w każdym jest sypialnia, łazienka, kuchnia i salon. Zabieramy talerze, widelce, krzesła i oczywiście czołówki (w końcu też chcemy wiedzieć co jemy) i udajemy się szybko na miejsce zbiórki. Tu w grzecznej kolejeczce podchodzimy do 'kuchni', z każdego kociołka coś dostajemy (mięso, marchewka, ryż), zjadamy siedząc w kole na przyniesionych krzesełkach. Po kolacji dostajemy prowiant na śniadanie i zadowoleni rozchodzimy się do domków, gdzie jeszcze czeka na nas herbata, a i kubek czegoś mocniejszego też się znalazł. Podziwiamy afrykańską noc, gwiaździste niebo, potem szybka kąpiel i spanko. Jest gorąca woda, która podgrzewana jest w specjalnych zewnętrznych piecach na drzewo. Do paleniska wkłada się nie szczapy, lecz całe długie gałęzie, które w miarę spalania wsuwa się głębiej do pieca.
Wszystkie tutejsze lodge pamiętają czasy kolonialne i wygląda na to, że żadnych większych remontów od tamtych lat nie doświadczyły. Niby piękne, niby wszystko posprzątane, ale w rogach i zakamarkach pleśń czy jakiś inny grzybek. Umywalki a czasem i wanny mają mają po jednej stronie kran z zimną, a po drugiej z gorącą wodą. Chcąc umyć się w ciepłej wodzie, nie pozostaje nic innego jak szybko machać rękami od strumienia z zimną do strumienia z gorącą wodą i po takim zmieszaniu dopiero polewać się. Przy okazji gimnastyka poranna lub wieczorna jak znalazł!
Około północy słyszymy dobijanie się do naszego domku. To nasza Faith odwiedziła nas poszukując dwóch plasterków sera żółtego, które przez pomyłkę komuś wydała w nadmiarze! Okazuje się, że to właśnie nam. Grzecznie oddajemy, by nasi współpodróżni nie byli rano głodni. A na drugi dzień słyszymy opowieść, jak to Faith około 01:00 stukała do kogoś, obudziła by mu wręczyć te dwa plasterki...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (12)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
lida
lida - 2012-09-09 20:50
Safari nie zawiodło oczekiwań.Mnóstwo wspaniałych zdjęć.A nocą my też oddawaliśmy plasterki sera- to przecież Afryka
 
 
zwiedził 20.5% świata (41 państw)
Zasoby: 270 wpisów270 219 komentarzy219 3239 zdjęć3239 5 plików multimedialnych5
 
Moje podróżewięcej
17.11.2018 - 06.12.2018