To musiał być jakiś zimowy dzień. Bo tylko wtedy można marzyć o gorącym słońcu południowych krajów. Tego już nie ustalimy. W trzy pary uzgodniliśmy wstępnie, że wybieramy się do Grecji. Początkowo miał to być lot samolotem i na miejscu wypożyczenie stosownego auta, ale z czasem nasz projekt ewaluował - do Grecji doszły Włochy, a w zasadzie to Wenecja. Tak więc podziękowaliśmy podniebnym przewoźnikom, a zaczęliśmy dokładniej studiować mapy drogowe. Z trzech różnych wersji tworzonych przez poszczególne pary, po skompilowaniu, wyszła czwarta, chyba jednogłośnie przyjęta. Hotele zarezerwowane, bilet na prom zakupiony, przewodnik kolorowy, kilkudziesięciostronicowy, przez nas stworzony już wydrukowany i zbindowany. Walizki spakowane, sprzęt foto naładowany i czeka. Krótka, ostatnia noc w kraju.