Cel wyjazdu - żaden! Właściwie to chcemy sprawdzić jak tam naprawdę jest. Granicę w Medyce mijamy szybciutko, choć już na wstępie żądają od nas opłaty "na ekołogiu". A niech tam! Macie! I już mamy ładne, żeby nie powiedzieć kultowe widoki. Taka polska zapyziała wieś chyba jeszcze przedwojenna. Droga na razie znośna. Gdzieś przed Zymną Wodą natrafiamy na relikt minionej epoki - GAI. Niestety pusty, ale jest to kawał budynku, który teraz tylko straszy. Kawałek dalej bierzemy na stopa dwie kobitki - jedna młoda (w miarę), a druga starowinka. Jadą do Lwowa. Rozmawiamy o życiu na Ukrainie, o warunkach. Początkowo nieufne, z czasem się trochę rozkręcają. Narzekanie na biedę, na korupcję (ale ładniej określoną). Wysiadają na przedmieściach Lwowa. Jedziemy do centrum. Łazimy bez ładu i składu, bo oczywiście nikt z nas nie pofatygował się, by cokolwiek poczytać (a niby literki znamy...). Na cmentarz Orląt oczywiście nie trafiamy. Szukamy jakiegoś hotelu. "Jakiś" znajdujemy, cena bardzo przystępna!