Szybkie śniadanie, rzeczy do auta i w drogę. Przede mną 110 km i teoretycznie 1,5 h jazdy, z czego trochę autostradą A1, A13 i drogą A343. Nie jadę przez Kokczetaw, omijam miasto by nie utknąć w korkach lub by nie wzięła górę chęć jego zwiedzania. Zjeżdżam z drogi głównej przejeżdżając przez tory kolejowe, kieruję się w stronę szpitala. Wg posiadanych przeze mnie informacji, ciocia zmarła na gruźlicę w 1942 w szpitalu w Aleksiejejewce. Stąd cel mojej podróży – szpital w Aleksiejejewce. Podjeżdżając pod jego ogrodzenie ukazują się nam budynki w opłakanym stanie. Być może od czasów wojny nikt nie robił yu remontu… Udaje nam się porozmawiać z naczelnym lekarzem szpitala. Lekarz okazuje się bardzo pomocnym. Po pierwsze wyjaśnia nam, ze obecny szpital został oddany do użytku w połowie lat siedemdziesiątych. Przedwojenny szpital znajdował się około 2 km stąd, ale został rozebrany (rozszabrowany ?), teren przyłączony do kopalni dolomitów i po tamtym szpitalu pozostało jedynie wspomnienie. Nie ma również żadnych dokumentów z lat wojennych – szpital przetrzymuje je tylko 25 lat, po czym są niszczone. Ale jest cmentarz, na którym w tamtym czasie byli chowani ci, którzy zakończyli ziemską wędrówkę w aleksiejejewskim szpitalu. Doktor przydziela nam pracownika, któremu zlecił pilotowanie nas do cmentarza. Po drodze oglądamy miejsce, gdzie kiedyś stał szpital i podjeżdżamy pod bramę cmentarza, nad którą zdobi krzyż prawosławny. Jesteśmy prowadzeni w odległą część miejsca wiecznego spoczynku, którą stanowi łączka, porośnięta bujną trawą, z której nawet nie wystają kopczyki grobów. To miejsce, gdzie kiedyś grzebano zmarłych ze szpitala. A my nie mamy nawet świeczki, by ją zapalić… Moja mama, czyli siostra gdzieś tu pochowanej Haliny, nie doczekała tego wyjazdu. Zmarła, nie widząc siostry od 66 lat, nie wiedząc gdzie została pogrzebana. Mój przyjazd tutaj to zarówno zwieńczenie moich poszukiwań genealogicznych, spełnienie marzeń mojej mamy, chęć zobaczenia miejsc, w których ciocia i babcia spędziły ostatnie miesiące swego życia, jak i oddanie na miejscu czci zmarłym. Chyba udało mi się to wszystko dokonać… Wracamy do Astany.
Meldujemy się w VIP HOUSE, tym razem mamy apartament England. Trochą gorszy, bo nie business. I tańszy – 48.355 T. Tankujemy do pełna (205 T/litr!!) i oddajemy samochód. Nie jedziemy na myjnię (taki obowiązek) – płacimy 4.000 T i sami pojadą wymyć auto. Jedziemy nad rzekę Iszym. Jeszcze jeden spacer bulwarami. Zaglądamy do „Izbuszki” na późny obiad. Wracamy w okolice pałacu prezydenckiego Yandexem i zaliczamy wieczorny spacer bulwarem Nurzhol aż do namiotu Chan Szatyr połączony z uwiecznianiem nocnych miejskich pejzaży na naszych aparatach. Wracamy do apartamentu blisko północy.