Astana wita nas bezchmurnym niebem, koniecznością wymiany $$ na tengi i zakupu karty SIM (5.000T) oraz taką sobie kawą po 1.280T. Przez Yandexa zamawiamy transport na drugi koniec Astany na stary dworzec kolejowy Nur Sułtan 1. Mafia taksówkowa przed lotniskiem nie odpuszcza, ale nie dajemy się. Za całe 3.800T przejeżdżamy około 13 mil. Nasze "garby" polecamy łaskawej opiece za 3.000 T matronie w przechowalni bagażu i udajemy się na poszukiwanie jakiegoś baru bądź restauracji. Zaserwowano nam szaszłyk, lepioszkę (fajna buła!), zupę soliankę, pilaw, pierożki manty, herbatę (dostaliśmy cukier, 3 saszetki z herbatą "piala", a kipiatok stał sobie na sali i można wlewać skolko ugodno. Napełnieni po brzegi zamawiamy Yandexem transport w okolice mostu Atyrau. Niestety, ale w słoneczny dzień to tylko połowa doznań artytyczno estetycznych - brak złotego podświetlenia. Przemieszczamy się przez ichniejszy Central Park - tłumy ludzi z dziećmi, dla których stworzono tu idealne warunki do wydawania kasy na wszelkie możliwiwe rozrywki. Niedaleko mamy Ailand - kolejne miejsce rozrywki i wypoczynku. Zaliczamy oceanarium, podobno położone najdalej od jakiegokolwiek oceanu ze wszystkich tego typu obiektów na świecie. Jeszcze kawa, oglądanie występów uczniów szkoły tańca Zazan Astana". Dzieciaki i młodzież była niesamowita - majestatyczne ruchy dziewcząt i żywiołowe tańce chłopaków. Pora na powrót na dworzec kolejowy, i tu zonk - telefon nie chce połączyć się z internetem by wezwać taxi. Na szczęście uczynny Kazach pomaga nam. Wystawia "naszą trasę" na licytację za czynając od 1.000 T. Ostatecznie znajduje się kierowca za 1.700 T. Na dworcu w punkcie któregoś operatora usprawniają nam telefon i pakujemy się do długiego pociągu. W naszym przedziale sypialnym poznajemy sympatyczną Kazaszkę,z którą ucinamy sobie pogawędkę po angielsku i spać.