Jeszcze godzinka i szybka odprawa. I powrót. Za szybko to się skończyło…
Co mnie zaskoczyło?
Policja. Samochody jeżdżą z włączonymi cały czas kogutami, ale bez sygnału dźwiękowego. Widać ich z kilku kilometrów, ale i tak można "zaliczyć wpadkę", czytaj - mandat za coś - tam. Policja NIEPRZEKUPNA!
Maj nie jest najlepszym miesiącem na zwiedzanie Gruzji. Zbyt dużo dni deszczowych. I chmur. Warto to wziąć pod uwagę.
Wszędzie płaciliśmy w lari. Dolary wymienialiśmy w kantorach. Można wypłacać lari z bankomatów.
Okropnie jeżdżących kierowców nie spotkaliśmy. Za to okropne drogi tak! Okropne w porównaniu z Polskimi. Czasem przejechanie 30 km zajmie 1 godzinę. Nie zdziwcie się. Drogi szutrowe - normalka. Nawet w miarę równe i da się po nich jechać. W górach adrenalina rośnie - spadające kamienie i głazy, zwłaszcza po obfitych opadach. Wąskie drogi, czasem na czynnych osuwiskach. Ale za to jest co powspominać!
Na pewno warto pojechać "na azymut", nie głównymi drogami, ale polnymi, dojazdowymi, czasem bezdrożami. Jest szansa na spotkanie ciekawych ludzi, zobaczenie niezwykłych miejsc, a nie tylko tych "you-must-see-it".
Ludzie? Niezwykle mili, serdeczni, otwarci, chętni do rozmowy. Starsi - po rosyjsku, młodsi raczej angielski.
Koszty? Chociaż to pojęcie względne, należy powiedzieć, że niewielkie. Siedem dni pobytu może się zamknąć w kwocie 1.900zł na osobę, przy 4 osobach w aucie. W tym:
- przelot, dojazd do/z lotniska, parking, opłaty autostradowe - 580zł
- wynajęcie samochodu na cały czas - 700zł
- wymiana dolarów na lari - 620zł (a w tej kwocie posiłki, noclegi, wstęp do obiektów, pamiątki, itp...)