Śpimy blisko placu Wolności, ale na kwaterze! Więc w zasadzie wszędzie mamy blisko. Zwiedzanie stolicy Gruzji zaczynamy od najbliższego nam punktu – placu Wolności ze stojącą pośrodku kolumną zwieńczoną rzeźbą przedstawiającą św. Jerzego – patrona Gruzji. Jak „gminna wieść” niesie, rzeźba pokryta jest złotem, więc postawiono ją na wszelki wypadek na tak wysokiej kolumnie…
Mijając restaurację WARSZAWA, docieramy do krzywej wieży zegarowej. Otwarta w 2010 roku, tuż obok teatru marionetek, wabi turystów dziwnym kształtem, ponaklejanymi w artystycznym bezładzie mozaikami, podoczepianymi kolumnami, podporami.
Już niedaleko do kolejnej atrakcji Mostu Pokoju, częściej chyba zwanego największą podpaską always ultra. Pieszy most o długości 150 metrów, łączy Stare Miasto z dzielnicą Awlabari. Stalowo – szklana nowoczesna konstrukcja budziła i chyba nadal budzi sporo kontrowersji. Ale stała się jedną z wizytówek Tbilisi.
Nie sposób ominąć największej budowli sakralnej Gruzji – Katedry Cminda Sameba – „Świętej Trójcy”, wybudowanej pomiędzy 1995 a 2004 rokiem. Wielkość i surowość budowli robi wielkie wrażenie.
Udajemy się pod pałac prezydencki z nadzieją na jego obejrzenie z bliska, a tu okazuje się, że niestety – możemy popatrzeć tylko przez ogrodzenie, a najlepiej z daleka. Idziemy więc do Queen Darejan’s Palace – Pałac Sachino, czyli letnia rezydencja królowej Darejan. Najbardziej charakterystycznym elementem zespołu budowli pałacowych jest położona na skraju skarpy okrągła wieża otoczona okrągłym drewnianym balkonem. Pomiędzy budynkami kręcą się siostry zakonne dbające o porządek, a po trawnikach i ścieżkach dumnie paradują żółwie.
Schodzimy niżej, prawie na skarpę nad Kurą do świątyni Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego – Metechi Church. Stoi on na świętej skale, związanej z postacią świętego Abo – przybyłego z Bagdadu Araba, który po zmianie wyznania na chrześcijaństwo został tu zabity przez Muzułmanów. Obecnie kościółek oblegany jest przez żebrzące kobiety. Jeszcze rzut oka na stojący przed kościołem pomnik króla gruzińskiego – założyciela Tbilisi. Siedzący na potężnym koniu władca unosi swoją prawicę w górę, co niektórzy tłumaczą jako gest powitania przybywających tu, inni uważają to za znak mówiący, że stolica będzie tutaj. Nie podajemy swojego tłumaczenia…
Z parku rozrywki (Rike Park) wjeżdżamy kolejką gondolową na dominująca nad miastem górę na której znajdują się ruiny fortecy Nerikala. Pod nami mienią się różnymi kolorami kamieniczki przyklejone do wzgórza. A ze szczytu możemy podziwiać rozpościerające się pod nami Tbilisi – i dawne, z urokliwymi domkami, kościołami i te nowoczesne reprezentowane przez Teatr Muzyczny i Halę Wystawową, Most pokoju, budynek Public Service Hall. Zwiedzamy ruiny zamku i z położonej na zboczu kawiarni podziwiamy kolosalny pomnik Matki Gruzji, która w swojej prawicy dzierży miecz przeznaczony dla wrogów, zaś w lewej ręce kielich wina dla przyjaciół…
Jeszcze spacerkiem na dół, zahaczając o meczet, łaźnie (czynne!) w poszukiwaniu jakiejś restauracji. Deszcz, który zmienił się w ulewę, zagonił nas do knajpki, którą podobno odwiedził kiedyś Woody Allen. Chwyt marketingowy?
Deszcz. Przy czaczy, koniaku, czurczelach czekamy na kwaterze na poprawę pogody, by móc zrobić sobie wycieczkę „Tbilisi by night”. Około 01:00 przestaje padać, ale za to my padamy na łóżka…