Rano Maleconem w kierunku postoju starych samochodów. Nic ciekawego. Idziemy dalej w okolice Capitolu. Naganiaczy więcej niż aut. Trasa standardowa. Capitol, China Town, Plac Rewolucji, Cmentarz Colon, Nowa Hawana, uliczka Hamel - artystyczna i powrót. Włóczymy się po Havana Vieja, przemierzając jej uliczki wzdłuż i wszerz. Wdrapujemy się na wieżę jednego z kościołów, wcześniej wjeżdżając staroświecką windą jakieś dwa piętra. Z góry mamy piękny widok na lekko płaczącą dziś Hawanę. Rozumiemy, że to dlatego, że jutro wyjeżdżamy. Poszukujemy knajpki "O’Reilly 304" na obiad. Dla mnie zdecydowanie za wcześnie, a poza tym doleciał mnie jakiś zapach, który zdecydowanie powiedział mojemu organizmowi: NIE. Zamawiam picie miała być "fresh lemon", a dostałem puszkę słodkiego napoju o smaku prawie cytrynowym. Szukamy miejsca nad zatoka, gdzie osobno podnoszony jest (a był na pewno) łańcuch, nie pozwalający wpływać obcym, nieproszonym statkom do zatoki. Niestety. Nie znajdujemy tego miejsca. Rozdzielamy się więc - ja idę na obiad do wczorajszej restauracji, a reszta towarzystwa szuka słodkości w okolicach placu katedralnego, gdzie raczą się bezami. A ja wcinam ropa vieja. Porcja chyba dwuosobowa! Do restauracji La Farmacja dojeżdżam bici taxi. Jeszcze nie próbowałem tego środka lokomocji. Czasem trzeba mieć stalowe nerwy, by nie krzyknąć, gdy rikszarz pokonuje zakręt w pełnym pędzie, zjeżdżając uliczką z jakiejś górki. W La Farmacia jesteśmy umówieni na mojito. Pomimo wprowadzonej prohibicji, w restauracjach, wewnątrz lokali można spożywać... To jest Kuba.