Geoblog.pl    Byniek    Podróże    Złoto, stupy, pagody, Budda. Jednym słowem - Birma. Rok 2013.    Mt. Popa, czyli takie birmańskie meteory.
Zwiń mapę
2013
26
sty

Mt. Popa, czyli takie birmańskie meteory.

 
Birma
Birma, Bagan
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10236 km
 
Wczoraj wieczorem zadzwoniliśmy do „naszego” kierowcy, by umówić się na dziś na kurs do Mt. Popa. Za dużo powiedziane – zadzwoniliśmy. Przez telefon na migi nie porozmawialibyśmy sobie, więc wyłuszczyliśmy sprawę obsłudze hotelu, która wykonała za nas telefon. A przy okazji zamówiliśmy bilety autobusowe Bagan – Kalaw. 10.000 kiatów od osoby. Taksówka zabierająca nas z hotelu na dworzec autobusowy wliczona w cenę.
Już przed dziewiątą jeep czeka nas aż się wygrzebiemy, co nie takie proste, ze względu na kolejną przerwę w dostawie energii elektrycznej – obsługa hotelu biega smażyć jajka do sąsiedniej knajpy, stamtąd przynosi też wystudzone grzanki. Jedynie woda w termosie ciepła… A śniadanie dokładnie takie samo jak wczoraj.
Pakujemy się do jeepa. Kierowca przed wyruszeniem odmawia krótką modlitwę, czemu za chwilę przestaję się dziwić. Kilka słów o tym cudzie techniki. Piszę cud, bo cud, że toto jeździ. Prędkościomierz – popsuty. Obrotomierz – nie działa. Żadne wskaźniki na desce rozdzielcze nie działają. Miejsce po radiu, schowku – straszy dziurą sięgającą silnika. Za to niezawodnie działa klimatyzacja –naturalna. Jest tylko jedna porysowana szyba czołowa z jedną wycieraczką. Wewnętrzne klamki to atrapy. Z możliwych regulacji fotela pasażera pozostała tylko jedna opcja – pochylenie oparcia. Auto wg moich szacunków wyciąga na prostej, z górki i dodatkowo z wiatrem w porywach chyba 40 km/h. Nie dziwota – wieku emerytalnym zadyszki dostaje szybko. A to mniej więcej taki wiek pojazdu.
Nasz (i nie tylko) kierowca przed każdym skrzyżowaniem, łukiem drogi czy zakrętem trąbi, dając innym znać, że ktoś tu jedzie. Mijamy niezliczonych motorowerzystów, najczęściej młodych ludzi, jeżdżących w grupach po kilku, kilkunastu, wyglądających na snujących się po drogach bez żadnego celu. Od czasu do czasu pojawia się czteroosobowa rodzinka dosiadająca jednoślad. Większość pasażerek podróżuje siedząc bokiem, jak Amazonka. Ciekawe są „stacje paliw” dla skuterów i motorowerów – stolik, a na nim litrowe butelki po wodzie mineralnej napełnione benzyną.
Czasami widujemy na skrzyżowaniach policjantów, którzy rzekomo mają zajmować się przede wszystkim motocyklistami – karać jeżdżących bez kasków i gdy jednoślad dosiadają więcej niż dwie osoby. Ale to tylko teoria. Postawiliby tu naszych policjantów, to do południa wyrobiliby roczną normę dla Rostowskiego – te 5 mld zł. Tutejsi gliniarze sprawiają wrażenie, że nie są na służbie, ale odbywają ciężką karę czy też pokutę.
Czterdziestokilometrowy odcinek, jaki mamy do pokonania jest niezwykle urozmaicony – dzieciaki stojące przy drodze, machające do nas rączkami i głośno pozdrawiające po angielsku, pogubione japonki, które wyleciały z przeładowanych „tubylczych” busów, drogi w większości dziurawe, czasem w dole niecki pozbawione asfaltu, za to ze stojącymi robotnikami drogowymi, którzy wyrównują gliniastą w tym miejscu drogę za pomocą deseczki przymocowanej prostopadle do trzonka. Coś jakby grabie bez zębów. Od czasu do czasu stojący na poboczu pojazd, który uległ awarii bądź pasażerowie nie wytrzymali trudów podróży i zwracają naturze ostatni posiłek. Ponoć Birmańczycy są podatni na chorobę lokomocyjną, a gdy jeden zacznie – działa prawo serii.
Niekiedy unoszący się znad pobocza tuman kurzu zwiastuje poruszający się równolegle do drogi powóz zaprzężony w dwa woły. Nie jeżdżą one po drogach, ale wygniecionymi koleinami tuż obok.
Wjeżdżając do Mt. Popa kierowca płaci „myto” – 200 kiatów. Nie dostaje żadnego pokwitowania. Ciekaw jestem, jak zbierający te pieniądze rozlicza się z tego. To samo jest przy wjeździe do Bagan.
Góra Mt. Popa przypomina mi trochę greckie meteory – świątynia pobudowana na szczycie dość stromej, choć niezbyt wysokiej góry, do której można się dostać po prawie ośmiuset schodach. Nie jest to nawet zbyt męczące, gdyż cały czas idzie się pod zadaszeniem, więc słońce nie praży, a umieszczone co jakiś czas ławeczki pozwalają na złapanie oddechu „zadyszkowiczom”. Pamiętać należy, by wystroić się w czerwień ani w czerń, bo można obrazić jednego (lub więcej) z 37 duchów.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (13)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2013-01-27 16:53
Widok na Mt.Popa niesamowity - wysoko i daleko ! - zdjęcia bardzo ładne .
 
ANNA B
ANNA B - 2013-01-27 21:47
BIRMAŃSKI STRÓJ ROBI WRAŻENIE ;)

POZDRAWIAM WAS Z RZESZOWA ;)
 
Krysia
Krysia - 2013-01-27 23:55
Pozdrawiam z bardzo zimnego Kołobrzegu. Mrozik szczypie -10.Pozdrawiam was bardzo serdecznie.Strój Bynia rewelacja.
 
Byniek
Byniek - 2013-02-04 07:36
A co to tak wszystkie panie o moim stroju? Hmmm... może po powrocie zacznę tak chodzić ubrany w Polsce? :)
 
 
zwiedził 20.5% świata (41 państw)
Zasoby: 270 wpisów270 219 komentarzy219 3239 zdjęć3239 5 plików multimedialnych5
 
Moje podróżewięcej
17.11.2018 - 06.12.2018