Geoblog.pl    Byniek    Podróże    Wyprawa RPA - Zimbabwe 2012    Przejazd do Masvingo.
Zwiń mapę
2012
21
sie

Przejazd do Masvingo.

 
Zimbabwe
Zimbabwe, Masvingo
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10760 km
 
Rano pakujemy się do busa i jedziemy już do Zimbabwe. Po drodze, a do granicy jest około 400km, mamy jeden popas w jakiejś wiosce, gdzie wstępujemy do super marketu. Zaopatrzeniem mógłby konkurować z naszymi sklepami z lat 80-tych… Przepraszam mieli kawę i bułeczki oraz chipsy. W kibelku i łazience wody nie uświadczyłem. W Afryce czas ma inne znaczenie niż w Polsce. Zaraz to może znaczyć równie dobrze za 5 minut, za godzinę ale również i za pół dnia. Nieraz się już o tym przekonaliśmy, a dziś szczególnie. Mieliśmy dojechać do granicy za 5 godzin – autostrada, prędkość 120 km/h, byliśmy po 11 godzinach. A to, co zobaczyliśmy na granicy to istny horror. Koczuje tu chyba kilka tysięcy osób starających się przekroczyć granicę. Dla mnie bałagan nieziemski – dziesiątki samochodów z różnymi towarami zakupionymi w RPA, gdzie jest zdecydowanie taniej (czasem dwukrotnie), przepełnione sale odpraw paszportowych, brak jakiejkolwiek organizacji gdzie iść, co po kolei załatwiać. Oczywiście na granicy nie wolno robić zdjęć (po stronie Zimbabwe) – kręci się tajna policja, chodzący sobie grupkami po trzech, czterech. Murzyni w cywilu, którzy wychwytują takie przypadki. To prawda – byliśmy świadkami takiej sytuacji, ale po skasowaniu zdjęć z aparatu (a było zdjęcie dwóch osłów obok tabliczki „Busses only”) sprawa została zakończona. Sama odprawa po stronie Zimbabwe, to w naszym przypadku (białych, wymagających wizy wjazdowej): przedstawienie w odpowiednim okienku paszportu łącznie z wypełnionym druczkiem dla immigration i wsadzonymi 30USD za wizę. Po czym zmęczona dniem urzędniczka albo zabierze się od razu za wypisywanie stosownych dokumentów, albo pogada przez telefon, czy pójdzie po należną kawkę czy też na jakieś pogaduszki z koleżanką. Wiza oczywiście wypisywana przez jedną Murzynkę ręcznie, pokwitowanie przez drugą i , żeby było dokładniej, to niektórym wpisywała numery banknotów! Cała odprawa zajęła nam około 3 godzin, co nie było takie przerażające, bo zostaliśmy uprzedzeni, że może to trwać nawet i 5 godzin, Ale tubylcy podobno czekają nawet 3 doby! Jeszcze kilka kontroli po drodze od strefy granicznej do wyjazdu, ostatnia kontrola policyjna, której kierowca oddaje jakiś pasek papieru na którym do tej pory skrupulatnie zbierał pokaźną kolekcję pieczątek.
Podjeżdżamy na jakąś stację paliw, gdzie mamy coś zjeść – okazuje się KFC. Kilka frytek, nóżka i kawałek piersi kurczaka. Gdy tylko podjeżdżamy otacza nas chmara sprzedawców „bóg-wie-czego”, bo ciemno i nie widać. Pozostaje nam jeszcze tylko 300km do przejechania. Zaczynamy to czarno widzieć, szczególnie po informacji przekazanej nam przez naszego kierowcę, że jest za kółkiem nieprzerwanie od 24 godzin! Staramy się od tej pory zabawiać go rozmową, fundujemy zimne picie na jakiejś przydrożnej stacji paliw (a nie jest ich tu dużo!!) i dodatkowo puszki energy drinka. Droga jak droga, niby autostrada, ale to chyba z tego powodu, by można było pobierać opłaty! Ciekawostką jest to, że przy wjazdach i wyjazdach z miast, miasteczek ustawione są patrole policyjne zatrzymujące chyba wszystkie pojazdy. Zresztą pomiędzy tymi punktami też są posterunki kontroli. Albo jest tu hasło „kontrola najwyższą forma zaufania”, albo trzeba było dać pracę „krewnym i znajomym króliczka”
W końcu około drugiej po północy docieramy do Masvingo. I to nie koniec przygód – Jechaliśmy w cztery busy, z których dwa pojechały trochę szybciej, tzn. jakieś 140km/h po drodze o szerokości może w porywach 2,5m. Nasz kierowca i jeszcze jeden jadąc zdecydowanie wolniej bo tylko 120, stracili kontakt wzrokowy z poprzedzającą nas parą i przez dobre 45 minut szukaliśmy naszej lodge, gdzie mieliśmy nocleg. W końcu poradziliśmy im, by skontaktowali się z pozostałymi i by oni wyjechali po nas. Wreszcie około 03:00 docieramy do campu. Pokoje olbrzymie, telewizory równie wielkie, łoża w niczym im nie ustępują, ale widok łazienki nas poraził. Wanna zardzewiała, zasyfiona. Na ścianach brak płytek, więc podczas kąpieli tynk cały mokry. Kanalizacja nieszczelna, więc woda niczym nie zrażona piękną strugą płynie w stronę naszego pokoju. Jakość – chyba lata sześćdziesiąte w zapadłej dziurze w Polsce. Za to położenie i zewnętrzny wygląd – fantastyczny!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
lida
lida - 2012-09-09 20:40
Prawdziwa szkoła cierpliwości
 
 
zwiedził 20.5% świata (41 państw)
Zasoby: 270 wpisów270 219 komentarzy219 3239 zdjęć3239 5 plików multimedialnych5
 
Moje podróżewięcej
17.11.2018 - 06.12.2018