Już od świtu (podobno) płyniemy wzdłuż zachodniego wybrzeża Grecji. Ale my twardo śpimy. W końcu niespieszna pobudka, sniadanko i meldujemy się na pokładzie. W ruch idą aparaty i kamery. Z daleka widać już najdłuższy wiszący most między Patras a Rio. Cumujemy w Patras o 11:00. Wyokrętowanie i nastawiamy nawigację na most wiszący. Nawet nieźle nas doprowadziła, tak, że zaparkowaliśmy prawie pod mostem o 13:00, niedaleko schodków, którymi wdrapaliśmy się na niego. Trzeba przyznać, że jest co podziwiać! Niezła konstrukcja, którą staramy się ogarnąć "inżynierskim spojrzeniem".
Trochę błądzimy po Patras i decydujemy się jechać do Loutraki północną stroną Peloponezu. Jedziemy malowniczą trasą dopóki nasze podroby nie poprosiły o uzupełnienie zapasów. Około 15 zjeżdżamy z głównej drogi (E55, E65) do jakiejś nadmorskiej wioski i tu spożywamy zasłużony obiadek. Trochę prostujemy nogi przechadzając się wzdłuż brzegu i pora grać wsiadanego. Jesteśmy mniej więcej w połowie drogi do Loutraki.
Po 17 meldujemy się w "naszym" hotelu (Hotel Marko, 3 L. Katsoni, Loutraki). Mamy tu 6 dni pobytu, co nas kosztuje 240EURO za pokój dwuosobowy ze śniadaniem. Od morza dzielą nas dwa budynki i promenada nadmorska. A co najważniejsze, po drodze do morza mamy jakąś knajpkę, w której możemy jeść obiady. Lub raczej obiado-kolacje. A w dodatku całkiem tanio.
Jeszcze wieczorne wyjście nad morze - rozpoznanie terenu w świetle zachodzącego słońca, kolacyjka w knajpce i do hotelu, sprawdzić nasz rozkład jazdy na jutro.