Przed nami około 600km, więc wcześniejsza pobudka. Bez najmniejszych problemów docieramy do Oslo. Tylko machamy chusteczką na pożegnanie. Znów Svinesund. Dalej Goteborg. Nie ma czasu, więc tylko oglądanie przez szybkę auta. Wieczorem chcemy być w Ystad. Ściemnia się, gdy przejeżdżamy przez Helsingborg. Dzieci zauważają, że jest to najbliżej Danii położona część Szwecji, więc może są jakieś promy... A w Kopenhadze Tivoli... Szybka decyzja i oznajmiam, że jeśli teraz będzie jakiś prom to płyniemy. Podjeżdżamy do portu, stajemy jako trzeci w jakiejś mini kolejce aut. Dopytuję stojących przed nami dokąd ten prom. Okazuje się, że chwilę odpływa do Helsingor w Danii. Dzieci zwyciężyły. Rejs krótszy niż wypicie kawy - to taki tramwaj wodny, w dodatku pospieszny. Zjeżdżamy z rampy już Danii, dwóch smętnych i najwyraźniej znudzonych pograniczników stojących koło niej macha ręką każdemu: "dalej, zjeżdżać". Ale na widok naszych tablic rejestracyjnych momentalnie zbystrzeli, obudzili się z letargu błyskawicznie nas "haltując". Skąd, dokąd, czy mamy broń, narkotyki i ble, ble, ble. Jako, że tym razem nic z tych rzeczy akurat nie wzięliśmy ze sobą, więc możemy opuścić port. Kierunek stolica. W nocy odnajdujemy jakiś kamping, rozbijamy szybko namiot (dni wprawy!!). I spać.