Witamy w Xi'an. Bookujemy się w hotelu Han Guang Men Hotel - vis a vis murów otaczających stare miasto (tak to chyba trzeba określić). Hotel wielki, miły, niedrogi, z dostępem do netu. Dzień zaczynamy od zwiedzenia Pagody Dzikich Gęsi. Pagoda jak pagoda. Chyba mamy już lekki przesyt. Ale może nam się tylko tak dziś wydaje? Jedziemy do dzielnicy muzułmańskiej. Tu rzut oka na Wieżę Bębna. Wewnątrz największy w Chinach bęben, który dawniej oznajmiał swym biciem koniec dnia. Też ładnie. Spacer kolorowymi uliczkami wypełnionymi straganami z różnorodnością dóbr wszelakich, z przewagą pamiątek, czytaj chińszczyzny. Docieramy do Wielkiego Meczetu, gdzie obserwujemy mezalians islamu z architekturą chińską. Mijając zdobne bramy i cztery dziedzińce docieramy do głównej sali modlitewnej na kilka tysięcy osób. Niestety, dla niewiernych wstępu nie ma. Robimy więc jakieś ukradkowe zdjęcia i staramy się pozaglądać do innych pomieszczeń: łaźnia, jakieś pokoje "wypoczynkowe". Stare, prawie czarne drewniane meble są rzeczywiście urokliwe. Jeszcze przejazd obok Wieży Dzwonu, który z kolei sygnalizował początek dnia i pora na kolacyjkę w restauracji Defaczang słynącej ze świetnych pierożków. Sprawdzamy. Rzeczywiście, produkty wyśmienite, raczą nas tutaj chyba kilkunastoma rodzajami pierogów - z mięskiem , z jakąś zieleniną, z krewetkami i bóg jedyny wie z czym jeszcze (albo i on nie jest o tym poinformowany). Obżarci wracamy na piechotę do hotelu. Snując się ciemnymi uliczkami docieramy do jakiejś ulicznej knajpki okupowanej przez namiętnych graczy. Okazuje się, że to istna jaskinia hazardu - wszyscy grają na pieniądze, a stawką jest 1 juan. Z niekłamanym zainteresowaniem przyglądamy się błyskawicznym reakcjom graczy, aż w pewnym momencie zostajemy zaproszeni do wypróbowania naszych sił. Po krótkiej nauce w języku angielsko - chińsko - migowym próbujemy. Da się grać i to nawet wciąga. Kto wygrał, pozostanie naszą słodką tajemnicą. Madzionga na pewno kupimy!