Po drodze mamy Eger, więc czemu nie zawitać? Przede wszystkim jakiś smaczny obiadek. Brak menu w języku angielskim sprawił, że zamawiamy na chybił - trafił. Nawet nieźle trafiliśmy! Po zapełnieniu brzuszków spacer uliczkami Egeru i udajemy się do "piwniczek". Degustacja "sfermentowanych soczków", która niestety nie dotyczyła kierowcy, zakup "gąsiorków" i w drogę. Złośliwość pogody nie zna granic. Budapeszt przywitał nas deszczem, a właściwie kapuśniaczkiem. Niby nic wielkiego, ale męczące. A mój plan zwiedzania jest dość bogaty. I w zasadzie udaje mi się go zrealizować. Nie wiem, która to już moja wizyta w tym mieście, ale rodzinkę zabrałem tam po raz pierwszy. Najważniejsze punkty zrealizowane: Góra Gellerta, Baszty Rybackie, Parlament, "slalom" mostami nad Dunajem, spacer uliczkami Pesztu...